Zapomniane przystanie w chmurach: o schroniskach, które przetrwały próbę czasu

Zapomniane przystanie w chmurach: o schroniskach, które przetrwały próbę czasu

Planując górską przygodę, wiele osób zastanawia się, czy spakować dodatkową parę skarpet czy może powerbank. Niewielu jednak pamięta o zabezpieczeniu, które może okazać się kluczowe – ubezpieczenie górskie (takie jak to np.: https://bezpiecznypowrot.pl/). To nie tylko formalność, ale swego rodzaju mapa awaryjna, obejmująca koszty ratownictwa, leczenia czy nawet uszkodzenia sprzętu. Co ciekawe, według danych GOPR aż 35% turystów decyduje się na nie dopiero po pierwszej poważnej kontuzji. Tymczasem polisa powinna być jak czekolada w plecaku – zawsze pod ręką, na wypadek nagłego spadku energii. Standardowe pakiety często uwzględniają pomoc w trudnodostępnym terenie, co przydaje się zwłaszcza podczas eksploracji… opuszczonych schronisk, gdzie nawet nawigacja GPS może zawieść.

Duchy przeszłości: gdy ściany pamiętają więcej niż przewodniki

W polskich górach kryją się dziesiątki zapomnianych schronisk, które dawniej tętniły życiem. Jednym z najbardziej poruszających jest schronisko na Starych Wierchach w Beskidzie Sądeckim – opuszczone w latach 70., dziś straszy wybitymi szybami, choć wciąż można znaleźć w nim ślady dawnych gości: zardzewiałe kuchenki czy zasuszone kwiaty w dzienniku odwiedzin. W Alpach Julijskich Słoweńcy pielęgnują legendę schroniska pod Triglavem, które w 1944 roku stało się niemym świadkiem potyczek partyzanckich. A czym różnią się te miejsca?

Planując górską przygodę, wiele osób zastanawia się, czy spakować dodatkową parę skarpet czy może powerbank.

  • Poziom zachowania: Rumuńska Cabana Vârful Omu (1888 r.) – dach jak nowy, polskie Schronisko pod Smokiem w Karkonoszach – tylko fundamenty
  • Dostępność: Włoskie Rifugio Fonda Savio – 3h od szlaku, ukraińska chatka w Czarnohorze – wymaga wspinaczki
  • Klimat: Norweskie opuszczone schrony pasterskie przypominają domki trolli, austriackie kolejowe „baraki” – industrialną nostalgie

Największą zagadką pozostaje schronisko na Przełęczy Diatłowa w Uralu – opuszczone po tragicznej ekspedycji w 1959 roku. Choć to już poza Europą, jego historia oddaje ducha takich miejsc: są jak rozdziały w nieukończonej książce, gdzie wiatr przewraca strony.

Odwiedzając te lokacje, warto pamiętać, że ubezpieczenie górskie może okazać się potrzebne nawet bardziej niż przy zdobywaniu szczytów. Przykład? W 2021 roku turysta w słowackich Tatrach Wysokich złamał nogę, próbując dostać się do opuszczonej Chaty pod Złomiskami – akcja ratunkowa trwała 8 godzin i kosztowała równowartość 3000 zł. Bez polisy taki wydatek mógłby przyprawić o zawrót głowy większy niż wysokość.

Planując górską przygodę, wiele osób zastanawia się, czy spakować dodatkową parę skarpet czy może powerbank.

Kamienne archiwa: czego uczą nas milczące mury?

Opuszczone schroniska to nie tylko ruiny – to świadkowie zmian klimatycznych, mody na turystykę i ludzkich dramatów. W Szwajcarii aż 47% takich budynków zostało porzuconych z powodu… malejących lodowców, które odcięły dawne szlaki. W Polsce częstszą przyczyną były zmiany gospodarcze, jak w przypadku schroniska na Wielkiej Raczy, które podupadło po likwidacji kolejki wąskotorowej. Ciekawostka: niektóre z tych miejsc odradzają się jako muzea pod chmurką – np. niemiecki Kühhütte w Harzu, gdzie na ścianach wciąż wiszą mapy z lat 30.

Warto wspomnieć też o mniej znanych perełkach, takich jak schronisko na Hali Łabowskiej w Beskidzie Sądeckim. Choć dziś straszy pustymi oknami, w latach 60. gościło artystów i naukowców, którzy organizowali tu plenery. Podobną magię ma słowackie Schronisko pod Soliskiem – opuszczone w 1995 roku, wciąż przyciąga poszukiwaczy autentycznych wspomnień. Ci, którzy odważą się wejść do środka, znajdą na ścianach zeszyty z wpisami sprzed dekad, gdzie turyści żartobliwie narzekają na brak prądu… zupełnie jakby czas się zatrzymał.

Bezpieczna nostalgia: jak zwiedzać mądrze?


Eksploracja opuszczonych miejsc wymaga szacunku – zarówno do historii, jak i natury. W Alpach Francuskich powstał nawet kodeks etyczny dla miłośników takich wypraw, zalecający m.in.:

  • nie wynoszenie „pamiątek” – każdy przedmiot to część opowieści,
  • unikanie noclegów w konstrukcjach zagrożonych zawaleniem,
  • zgłaszanie niebezpiecznych uszkodzeń odpowiednim służbom.

I tu znów pojawia się ubezpieczenie górskie – bo nawet przy zachowaniu ostrożności, ryzyko istnieje. W końcu stare belki mogą skrzypieć groźniej niż niedźwiedź, a śliskie podłogi kryją pułapki. W 2023 roku na Podhalu odnotowano trzy przypadki zasłabnięć spowodowanych zatruciem pleśnią w zawilgoconych pomieszczeniach. Na szczęście wszyscy poszkodowani mieli polisy, które pokryły koszty hospitalizacji.

Kończąc wędrówkę po tym temacie, warto zadać sobie pytanie: czy góry potrzebują nas więcej niż my ich? Opuszczone schroniska przypominają, że natura zawsze odzyskuje przestrzeń – powoli, ale nieubłaganie. A ubezpieczenie górskie? To współczesny odpowiednik zostawiania suchej gałązki w kominku – gest, który mówi: „byłem tu, szanując Twoją potęgę”. Bo w końcu najpiękniejsze historie pisze się tam, gdzie człowiek staje się tylko gościem – a góry pozostają wiecznymi gospodarzami.

Dodatkową refleksją niech będzie fakt, że każda taka wyprawa to lekcja pokory. Nawet najsolidniejsze mury nie opierają się czasowi, a ścieżki zarastają, gdy przestają być uczęszczane. Być może właśnie w tym tkwi urok – w ulotności chwil, które przeżywamy w cieniu dawnych schronów. I choć nasze ślady też kiedyś znikną, to dzięki rozsądkowi – oraz dobrej polisie – możemy być pewni, że nasza przygoda pozostanie… tylko przygodą, a nie przykrym wspomnieniem (https://multiagent-ubezpieczenia.pl/dlaczego-nie-warto-oszczedzac-na-dobrym-ubezpieczeniu-wychodzac-w-gory/).

Jacek